Nie bylo weekendow 12-16, a sie dzialo dzialo...
Najpierw oczekiwanie na wlasny magazyn, potem obrona magazynu. Dr hab. prof. nadzwyczajny niezwyczajny ZUT A.T., byl na tyle zdegustowany faktem, ze nie opisuje wyzszosci systemu Thuraya nad Galileo, ze wyszedl odrazu, pozostawiajac mnie z dwoma absolwentami ZSŁ (w tym przypadku Ł jest uzasadnione, wyjatek potwierdza regule itp.), oraz tychze uczniow dobrym kumplem - slowem, zostalem postawiony przed faktem prawie dokonanym. Mi pozostalo tylko nie zrobic jakiejs magicznej glupoty. Klucze do magazynu zostaly mi obiecane 29go wrzesnia. Teraz juz tylko biurokracja i mozna zaczynac reszte zycia.
Kolejnym (chociaz chronologicznie wczesniejszym) wydarzeniem ktore az prosi sie opisanie jest kawalerski Prezesa Klubu Przyszlych Mezow. Prezes zapewne ma inne zdanie w kwestii proszenia sie o opisanie. Dosc powiedziec, ze 26go wrzesnia roku panskiego 2009, zaobserwowac bylo mozna czlowieka biegajacego bez koszulki po wewnetrznym trawniku placu kosciuszki. Podobniez czlowiek ten widziany byl nastepnie podczas nagabywania kobiet do robienia sobie z nim zdjec i podawania nrow telefonu, znowu gdzie indziej sam prezentowal serduszka swoich bokserek kobietom za marne 2,5pln, zeby zakonczyc ujezdzaniem golebia na Lotnikow, bo Colleoni okazal sie byc czlowiekiem zbyt wynioslym i nie dal sie dosiasc. Bylo wino, kobiety i spiew... byly grzechy nieumiarkowania i klepania policjanta ktory kategorycznie zastrzegl ze klepanie nie nalezy do jego ulubionych sposobow kontaktu z obywatelami. Najwazniejsze ze obylo sie bez strat w ludziach, a nawet pozostawiona w Coyocie kurtka po kilku dniach znalazla prawowitego wlasciciela.
Obecnie zawieszeni z KM w oczekiwaniu na obrone jej wlasnego magazynu, liczymy na to ze historia sie powtorzy... we wtorek po kawalerskim prezesa KPM obronilem sie ja, zatem nie widze wielkiego problemu z punktu widzenia historii, zeby KM powtorzyla moj wyczyn i we wtorek po rezygnacji pana prezesa ze stanowiska na rzecz Sopocianina zdobyla tytul na ktory ameryki reaguja przeciaglym 'wowww'
Chcialem napisac o triduum wydarzen ktore zdominowaly czas od ostatniego posta, ale nie wytrzymalem do 'po obronie KM' i caly plan wzial w leb.
Duumwirat obrony i kawalerskiego za nami... duumwirat obrony i wesela R przed nami. Czyli ciagle jest jakis horyzont. Jak sie skoncza horyzonty bedzie ciezko - ale postaramy sie do tego nie dopuscic ;).
piątek, 9 października 2009
niedziela, 9 sierpnia 2009
wtorek, 30 czerwca 2009
Weekend (5/16) + Chrzciny
czwartek
16.30 wyjscie z pracy
20.30 Pila - Szczecin
23.00 przyjazd do pierwszych rodzicow
23.59 przyjazd do drugich rodzicow
piatek
1.00 KIMA
4.30 Szczecin -> Berlin
8.45 Berlin -> Barcelona
12.00 Barcelona -> Falgars
14.30 Grill i pelen relax
sobota
13.00 poczatek chrztu
13.20 koniec chrztu
13.30 obiad - przekaski
14.30 obiad - przystawki
16.00 obiad - danie glowne (wielka noga jagnieciny)
17.00 obiad - deser
18.00 Falgars -> Sitges
20.00 poczatek krazenia samochodem po Sitges
22.00 koniec krazenia samochodu po Sitges (zmienni kierowcy)
22.30 - 1.00 spacerek po Sitges
niedziela
9.00 Sitges - Barcelona
11.30 Barcelona - Berlin
14.00 Berlin - Szczecin
17.00 Ostateczna wyprowadzka z Ostoi
20.40 USA juz wygrywa z Brazylia
23.00 USA na szczescie przegralo
poniedzialek
5.00 Szczecin - Pila
19.00 Zgon w Pile do nastepnego rana
Tak z grubsza rzecz biorac - 5000km
Nadmienic trzeba ze obiekt chrzczony (Emma) zachowywal sie niesamowicie i oczarowywal wszystkich, a uroczystosci choc nietypowe w czasie trwania jak na polskie realia, byly nad wyraz przyjemne. W ramach dowodow:
Sanktuarium w Falgars
Sitges
16.30 wyjscie z pracy
20.30 Pila - Szczecin
23.00 przyjazd do pierwszych rodzicow
23.59 przyjazd do drugich rodzicow
piatek
1.00 KIMA
4.30 Szczecin -> Berlin
8.45 Berlin -> Barcelona
12.00 Barcelona -> Falgars
14.30 Grill i pelen relax
sobota
13.00 poczatek chrztu
13.20 koniec chrztu
13.30 obiad - przekaski
14.30 obiad - przystawki
16.00 obiad - danie glowne (wielka noga jagnieciny)
17.00 obiad - deser
18.00 Falgars -> Sitges
20.00 poczatek krazenia samochodem po Sitges
22.00 koniec krazenia samochodu po Sitges (zmienni kierowcy)
22.30 - 1.00 spacerek po Sitges
niedziela
9.00 Sitges - Barcelona
11.30 Barcelona - Berlin
14.00 Berlin - Szczecin
17.00 Ostateczna wyprowadzka z Ostoi
20.40 USA juz wygrywa z Brazylia
23.00 USA na szczescie przegralo
poniedzialek
5.00 Szczecin - Pila
19.00 Zgon w Pile do nastepnego rana
Tak z grubsza rzecz biorac - 5000km
Nadmienic trzeba ze obiekt chrzczony (Emma) zachowywal sie niesamowicie i oczarowywal wszystkich, a uroczystosci choc nietypowe w czasie trwania jak na polskie realia, byly nad wyraz przyjemne. W ramach dowodow:
Sanktuarium w Falgars
Sitges
wtorek, 23 czerwca 2009
Weekend (4/16)
Minał kolejny tydzien. Uplynal glownie na probie utrzymania postepow w mgrce. Wzglednie sie udalo, costam juz dziala, costam jeszcze nie. KM im wiecej napisze swojej pracy tym wiecej uwaza ze powinna napisac, wiec mimo tego ze tekstu przybywa, to koniec pisania zamiast sie przyblizac, raczej ucieka w coraz bardziej odlegla przyszlosc.
NEWS - Wielki Szu stwierdzil ze ma amerykow i ich wspanialy system w dupie. Gdzie? W DUPIE! Zaskoczyl ich tym tak dalece, ze nawet nie zabardzo potrafili naklonic go do pozostania, takze najprawdopodobniej od lipca to ja bede Szu. Moze nie wielki, ale napewno jedyny. Jeszcze nie wiem czy to dobrze.
Sam weekend okazal sie byc nad wymiar spokojny (a przynajmniej nad wymiar w stosunku do oczekiwan). Jak zwykle obiadki i wspolne ogladanie TV lub inne social activities.
W sobote atrakcja byl Slub Politologow. Politolog w asyscie astronoma, studenta informatyki, wysokoprocentowego prawnika, prezesa SSWC, redaktora z krakowa, oraz mojej, opuszczal padol samotnosci i wstepowal w zwiazek malzenski pod okiem Kierowniczki Filli Urzedu Stanu Cywilnego w Szczecinie. Wstepowanie poszlo gladko. Banany na twarzy mieli chyba wszyscy oprocz Studentki Informatyki towarzyszacej studentowi.
Impreza weselna za rok, gdzies na dalekim polnocnym zachodze Bialorusi - takze ze Szwabii bedziemy mieli wszyscy calkiem daleko. Cala dzika PL do przejechania.
NEWS - Wielki Szu stwierdzil ze ma amerykow i ich wspanialy system w dupie. Gdzie? W DUPIE! Zaskoczyl ich tym tak dalece, ze nawet nie zabardzo potrafili naklonic go do pozostania, takze najprawdopodobniej od lipca to ja bede Szu. Moze nie wielki, ale napewno jedyny. Jeszcze nie wiem czy to dobrze.
Sam weekend okazal sie byc nad wymiar spokojny (a przynajmniej nad wymiar w stosunku do oczekiwan). Jak zwykle obiadki i wspolne ogladanie TV lub inne social activities.
W sobote atrakcja byl Slub Politologow. Politolog w asyscie astronoma, studenta informatyki, wysokoprocentowego prawnika, prezesa SSWC, redaktora z krakowa, oraz mojej, opuszczal padol samotnosci i wstepowal w zwiazek malzenski pod okiem Kierowniczki Filli Urzedu Stanu Cywilnego w Szczecinie. Wstepowanie poszlo gladko. Banany na twarzy mieli chyba wszyscy oprocz Studentki Informatyki towarzyszacej studentowi.
Impreza weselna za rok, gdzies na dalekim polnocnym zachodze Bialorusi - takze ze Szwabii bedziemy mieli wszyscy calkiem daleko. Cala dzika PL do przejechania.
wtorek, 16 czerwca 2009
Boze Cialo oraz Weekend (3/16)
Poprzedni tydzien jak kazdy zaczal sie postanowieniem poprawy i rozpoczeciem pisania magisterki 'od jutra'. Bylo to w niedziele... i okazalo sie, ze mozna. Malzenstwo piszace razem magisterki w mieszkaniu, wyglada prawdopodobnie tak samo jak podczas cichych dni - kazdy w swiecie swojego biurka, nie slucha, nie rozumie i nawet nie probuje zrozumiec tego drugiego, bo jedno nawija o SixSigma a drugie o tym jak mu sie pakiety rutuja w k-ary n-cubes... nic ciekawego - ani jedno, ani drugie.
Oprocz magisterki powazna role w poprzednim tygodniu odegrala zaslyszana od Szpiega z Pily, a narzucona prawdopodobnie przez zone Wielkiego Dyrektora mojego dzialu, na tegoz dyrektora - DIETA. Jako ze dyrektor pozbyl sie okolo 50000 karatow ze swojego ciala, dieta zainteresowala tych i owych co by tez tak chcieli.
Wynik jest taki ze wsuwamy mase owocow, tony warzyw i chyba nie wychodzi nam to na zle, chociaz przez wzglad na ilosc - tego co ja uprawiam dieta nazwac nie mozna.
Wieczor Bozego Ciala spedzilem w drukarni sprawdzajac czy amerykanie popsuli duzo, czy tylko troche (z racji wolnego dni robili zmiany zeby potem miec wiecej pracy przy ich naprawie). Wydawalo sie, ze wszystko poszlo gladko. Widac maja wprawe w takich operacjach, bo zostawili bombe z opoznionym zaplonem ktora wybuchla mi w twarz dnia nastepnego w piatek, ktory powinien byc nudny jak flaki z olejem - a dzieki rozrywkom dostarczonym przez naszych madrzejszych kolegow byl obfitujacy w ciekawe zdarzenia.
Trudy przedpoludnia zrekompensowalem sobie po poludniu rozwalajac po kolei w ping-ponga wszystkich z dzialu ktorzy staneli do walki i jeszcze nie poszli do domu.
W weekend pakiety po moim 2D-mesh'u zaczely juz nawet latac prawie tamtedy ktoredy bym chcial zeby lataly... wystarczy jeszcze troche posleczec, mega duzo potestowac, zapisac, opisac, napisac, wydrukowac... w kazdym razie jest PLAN. A z godnie z tym co mowia ludzie z kraju, ktory do niedawna rzadzil swiatem - plan jest najwazniejszy.
First thing you need is a plan. A plan is everything.
Oprocz magisterki powazna role w poprzednim tygodniu odegrala zaslyszana od Szpiega z Pily, a narzucona prawdopodobnie przez zone Wielkiego Dyrektora mojego dzialu, na tegoz dyrektora - DIETA. Jako ze dyrektor pozbyl sie okolo 50000 karatow ze swojego ciala, dieta zainteresowala tych i owych co by tez tak chcieli.
Wynik jest taki ze wsuwamy mase owocow, tony warzyw i chyba nie wychodzi nam to na zle, chociaz przez wzglad na ilosc - tego co ja uprawiam dieta nazwac nie mozna.
Wieczor Bozego Ciala spedzilem w drukarni sprawdzajac czy amerykanie popsuli duzo, czy tylko troche (z racji wolnego dni robili zmiany zeby potem miec wiecej pracy przy ich naprawie). Wydawalo sie, ze wszystko poszlo gladko. Widac maja wprawe w takich operacjach, bo zostawili bombe z opoznionym zaplonem ktora wybuchla mi w twarz dnia nastepnego w piatek, ktory powinien byc nudny jak flaki z olejem - a dzieki rozrywkom dostarczonym przez naszych madrzejszych kolegow byl obfitujacy w ciekawe zdarzenia.
Trudy przedpoludnia zrekompensowalem sobie po poludniu rozwalajac po kolei w ping-ponga wszystkich z dzialu ktorzy staneli do walki i jeszcze nie poszli do domu.
W weekend pakiety po moim 2D-mesh'u zaczely juz nawet latac prawie tamtedy ktoredy bym chcial zeby lataly... wystarczy jeszcze troche posleczec, mega duzo potestowac, zapisac, opisac, napisac, wydrukowac... w kazdym razie jest PLAN. A z godnie z tym co mowia ludzie z kraju, ktory do niedawna rzadzil swiatem - plan jest najwazniejszy.
First thing you need is a plan. A plan is everything.
poniedziałek, 8 czerwca 2009
Weekend (2/16)
Najpierw poniedzialkowa rozmowa dnia, pomiedzy dzielnym adminem a jego kolega z zza wielkiej kaluzy -
"Kunio: What happens is we have devices in our network that we don't have access to..."
AJ: If it makes you feel any better - neither do we..."
miny wszystkich pozostalych uczestnikow tej videokonfy - bezcenne.
Wracajac do tematu dzisiejszego odcinka - w sobote udalismy sie do heimatstadt aby cieszyc sie i weselic z moja kolezanka z podstawowki, oli wykladowca, uczniem mojej mamy, oli przyjaciolka, moim wykladowca oraz dziewczyna z ktora razem z ojcem pogrywalismy w siatkowke. Polska jak wszyscy wiedza jest krajem nowoczesnym i tolerancyjnym, zatem nikogo nie dziwilo ze te 6 osob zdecydowalo sie na wspolny zwiazek.
W odroznieniu od poprzedniego slubu na ktory sie wybralismy, udalo nam sie spoznic zaledwie 1 minute - zatem tendencja jest calkiem obiecujaca i prezes moze razem z przyszla malzonka spac spokojnie - na waszym slubie bedziemy grubo za wczesnie ;).
Z racji spoznienia wypadlo nam siedziec przy samym wyjsciu do kosciola, w poblizu dziada ktory oprocz soczystych komentarzy wydzielal tez calkiem soczyste zapachy jak dobrze zawialo. Na szczescie (co bylo zaskoczeniem dla swiadkow tego zajscia, biorac pod uwage stan ogolny osobnika) - jedynym jego zamiarem bylo danie na tace (sic!) i oddalenie sie we wzglednym spokoju w sobie tylko znanym kierunku.
Problem dziada rozwiazal sie sam, slub przebiegl gladko, szkoda ze z racji wzrostu i miejsca w szeregu razem z ratownikiem z LiverpoolWatch zaprezentowalismy tylko czubki swoich glow na pamiatkowym zdjeciu. KM nie chciala sie dac podniesc wiec jej pewnie nie bedzie widac wcale :D.
Wesele - same pozytywne zaskoczenia, z jednym tylko minusem (byl nim poziom zlych tluszczow w gulaszu). Latency do pierwszego 'gorzko' umykajace zmyslom, ilosc jedzenia i picia, ktorej zmysly ani brzuchy nie byly w stanie ogarnac, oraz 3 identycznie wygladajace kelnerki ktore przynosily wszystko akurat nim mialo sie skonczyc poprzednie. Co prawda byla tez nieudana proba zamachu brudnymi talerzami na KM, ale nieudana wiec sie nie liczy. Absolut znikal w oczach, proporcjonalnie rosly usmiechy (z przerwa na gulasz kiedy wszystkim miny zrzedly).
Osobny akapit nalezy poswiecic kapeli - byla boska.
Jako, ze wesele bylo na mierzynie, wydawalo sie, ze oto nadszedl dzien w ktorym bedziemy mieli blisko taxa do domu (czy jak tam sie teraz nazywa mieszkanie na ostoi). Okazalo sie ze blisko owszem, ale nikt nie powiedzial ze tanio... bywa, zycie w pile rozpuszcza i przyzwyczaja do kursow za 5pln ;). A tu niespodziewajka.
Niedzieli bylo malo, bo zaczela sie dla nas w okolicach 3PM. Tu i tam, MamaTataMamaTata - i juz trzeba sie zbierac na kolejne spotkanie z pilska rzeczywistoscia.
A ta rzeczywistosc jest chwilowo jak wielki czarny brudny polaroidowy pies. Z nadgryzionym lewym uchem, a oklapnietym prawym.
Wrr. Wrrr!
"Kunio: What happens is we have devices in our network that we don't have access to..."
AJ: If it makes you feel any better - neither do we..."
miny wszystkich pozostalych uczestnikow tej videokonfy - bezcenne.
Wracajac do tematu dzisiejszego odcinka - w sobote udalismy sie do heimatstadt aby cieszyc sie i weselic z moja kolezanka z podstawowki, oli wykladowca, uczniem mojej mamy, oli przyjaciolka, moim wykladowca oraz dziewczyna z ktora razem z ojcem pogrywalismy w siatkowke. Polska jak wszyscy wiedza jest krajem nowoczesnym i tolerancyjnym, zatem nikogo nie dziwilo ze te 6 osob zdecydowalo sie na wspolny zwiazek.
W odroznieniu od poprzedniego slubu na ktory sie wybralismy, udalo nam sie spoznic zaledwie 1 minute - zatem tendencja jest calkiem obiecujaca i prezes moze razem z przyszla malzonka spac spokojnie - na waszym slubie bedziemy grubo za wczesnie ;).
Z racji spoznienia wypadlo nam siedziec przy samym wyjsciu do kosciola, w poblizu dziada ktory oprocz soczystych komentarzy wydzielal tez calkiem soczyste zapachy jak dobrze zawialo. Na szczescie (co bylo zaskoczeniem dla swiadkow tego zajscia, biorac pod uwage stan ogolny osobnika) - jedynym jego zamiarem bylo danie na tace (sic!) i oddalenie sie we wzglednym spokoju w sobie tylko znanym kierunku.
Problem dziada rozwiazal sie sam, slub przebiegl gladko, szkoda ze z racji wzrostu i miejsca w szeregu razem z ratownikiem z LiverpoolWatch zaprezentowalismy tylko czubki swoich glow na pamiatkowym zdjeciu. KM nie chciala sie dac podniesc wiec jej pewnie nie bedzie widac wcale :D.
Wesele - same pozytywne zaskoczenia, z jednym tylko minusem (byl nim poziom zlych tluszczow w gulaszu). Latency do pierwszego 'gorzko' umykajace zmyslom, ilosc jedzenia i picia, ktorej zmysly ani brzuchy nie byly w stanie ogarnac, oraz 3 identycznie wygladajace kelnerki ktore przynosily wszystko akurat nim mialo sie skonczyc poprzednie. Co prawda byla tez nieudana proba zamachu brudnymi talerzami na KM, ale nieudana wiec sie nie liczy. Absolut znikal w oczach, proporcjonalnie rosly usmiechy (z przerwa na gulasz kiedy wszystkim miny zrzedly).
Osobny akapit nalezy poswiecic kapeli - byla boska.
Jako, ze wesele bylo na mierzynie, wydawalo sie, ze oto nadszedl dzien w ktorym bedziemy mieli blisko taxa do domu (czy jak tam sie teraz nazywa mieszkanie na ostoi). Okazalo sie ze blisko owszem, ale nikt nie powiedzial ze tanio... bywa, zycie w pile rozpuszcza i przyzwyczaja do kursow za 5pln ;). A tu niespodziewajka.
Niedzieli bylo malo, bo zaczela sie dla nas w okolicach 3PM. Tu i tam, MamaTataMamaTata - i juz trzeba sie zbierac na kolejne spotkanie z pilska rzeczywistoscia.
A ta rzeczywistosc jest chwilowo jak wielki czarny brudny polaroidowy pies. Z nadgryzionym lewym uchem, a oklapnietym prawym.
Wrr. Wrrr!
czwartek, 4 czerwca 2009
Weekend (1/16)
Nowym elementem wystroju naszego mieszkania staly sie rakiety tenisowe. Jest ich kilka, wystarczajaco zeby powiesic je na przynajmniej czesci z tysiaca gwozdzi i gwozdzikow ktore poprzedni lokator, albo zryty wlasciel, powbijal losowo i radosnie praktycznie w kazdy jeden pusty kawalek sciany. Rakiety symbolizuja oczywiscie najwiekszy sukces KM (1120WTA) ktora przegrywajac w pieknym stylu ze zbyt dobrze grajaca wredna zdzira - zostala akademicka wicemistrzynia szczecina w tenisie ziemnym. Chapeux bas!
Nie mniej trudnego wyczynu dokonala ekipa smialkow prowadzona przez bylego prezesa SSWC - udalo sie jednego dnia rozlozyc, uzyc, oraz zlozyc spowrotem do pudelka kosztujacego astronomiczna sume 3232 batow tajlandzkich WoWa. Jak ktos nie wie co to to niech jedzie do tajlandii i spyta. Mimo potrzeby tlumaczenia instrukcji z tajlandzkiego (phuut phaasaa thai mai dai) na slang szczecinski udalo sie juz po 2 godzinach zasiasc do pasjonujacej rozgrywki.
Do poczatkowej batalii przystapili: prezes wraz z zona, ochroniarz prezesa takoz z zona, oraz moja skromna osoba pozbawiona zony ktora w tym czasie wykonywala rozne czynnosci zwiazane z wieczorem panienskim o ktorych wiedziec nie chce. Pierwsza trudow i znojow wedrowki po nieprzyjaznym swiecie pelnym Gnolli oraz Dzikunow (ktore sa tak przerazajace ze nawet wszedobylski i wszystkomajacy google nie posiada ich zobrazowanych) nie wytrzymala zona szefa ochrony. Godzinke po jej zejsciu na kanape szef zarzadzil pelen odwrot, na szczescie troche wczesniej pojawil sie Pierwszy Tata ktory wspaniale uzupelnil luki personalne i dzielnie wytrzymal ponad godzine. Jak to z tatami bywa - musial sie dosyc szybko ewakuowac, na placu boju zostala tylko zona prezesa (endurance ponad przecietna jesli chodzi o trwanie u boku zaaferowanego osmiosciennymi kostkami meza) oraz MY. Stoczywszy kilka epickich bitew postanowilismy jednoglosnie o zakonczeniu grania, ze wzgledu na fakt, iz bylismy juz tak boscy, ze gdybysmy byli jeszcze troche bardziej - to juz trudno byloby wrocic do rzeczywistosci.
W dwoch slowach - weekend zwyciestw.
W nastepnym odcinku slub Pana Doktora.
Nie mniej trudnego wyczynu dokonala ekipa smialkow prowadzona przez bylego prezesa SSWC - udalo sie jednego dnia rozlozyc, uzyc, oraz zlozyc spowrotem do pudelka kosztujacego astronomiczna sume 3232 batow tajlandzkich WoWa. Jak ktos nie wie co to to niech jedzie do tajlandii i spyta. Mimo potrzeby tlumaczenia instrukcji z tajlandzkiego (phuut phaasaa thai mai dai) na slang szczecinski udalo sie juz po 2 godzinach zasiasc do pasjonujacej rozgrywki.
Do poczatkowej batalii przystapili: prezes wraz z zona, ochroniarz prezesa takoz z zona, oraz moja skromna osoba pozbawiona zony ktora w tym czasie wykonywala rozne czynnosci zwiazane z wieczorem panienskim o ktorych wiedziec nie chce. Pierwsza trudow i znojow wedrowki po nieprzyjaznym swiecie pelnym Gnolli oraz Dzikunow (ktore sa tak przerazajace ze nawet wszedobylski i wszystkomajacy google nie posiada ich zobrazowanych) nie wytrzymala zona szefa ochrony. Godzinke po jej zejsciu na kanape szef zarzadzil pelen odwrot, na szczescie troche wczesniej pojawil sie Pierwszy Tata ktory wspaniale uzupelnil luki personalne i dzielnie wytrzymal ponad godzine. Jak to z tatami bywa - musial sie dosyc szybko ewakuowac, na placu boju zostala tylko zona prezesa (endurance ponad przecietna jesli chodzi o trwanie u boku zaaferowanego osmiosciennymi kostkami meza) oraz MY. Stoczywszy kilka epickich bitew postanowilismy jednoglosnie o zakonczeniu grania, ze wzgledu na fakt, iz bylismy juz tak boscy, ze gdybysmy byli jeszcze troche bardziej - to juz trudno byloby wrocic do rzeczywistosci.
W dwoch slowach - weekend zwyciestw.
W nastepnym odcinku slub Pana Doktora.
piątek, 22 maja 2009
Rzeczy które zrobiłem, żeby nie robić tego co robić powinienem
Miesiac prawie mija od ostatniego posta, ale stwierdzilem ze nie starczy mi slow w moim skromnym arsenale zeby raz po razie obrazowac tragedie jaka jest zwiazana z niepisaniem mgrki.
A w tle niepisania dzialo sie calkiem duzo. Zrobilem sporo kilometrow bolidem, widzialem Daleki Wschod (nic ciekawego - dla porownania heimatstadt), bedac tu i tam zebralem troche (10) pktow do nowego prawa jazdy, przezylem swoja wlasna wersje swinskiej grypy, nadrobilem chociaz czesciowo zaleglosci filmowe z ostatniego roku... powoli zblizam sie juz do momentu w ktorym wyczerpia sie wszystkie inne mozliwosci spedzania duzych ilosci czasu i zostana tylko algorytmy rutingu w sieciach wewnatrzukladowych adaptujace sie do zmiennych transferow na laczach. Z drugiej strony wlasnie sciagnal mi sie drugi sezon Flight of the Conchords. Temperatura otoczenia tez jakos nie nastraja do pracy umyslowej. Liczac na cud siadam czesto do kompa.
Wniosek - jakas szansa gdzies tam sie kryje. Podejrzewam ze potrzebna jest tylko odpowiednia ilosc Coli i Ptasiego Mleczka - taka wartosc progowa cukru i kofeiny pozwalajaca przejsc na wyzszy poziom abstrakcji, na ktorym pisanie pracy to betka.
Na horyzoncie wypoczyknowym jak okiem siegnac tylko sluby, chrzciny i komunie - praktycznie zaslonily caly kryzys.
A z racji chrzcin znowu powita nas Barcelona...
Barcelona es poderosa (¡ella tiene el poder!)
A w tle niepisania dzialo sie calkiem duzo. Zrobilem sporo kilometrow bolidem, widzialem Daleki Wschod (nic ciekawego - dla porownania heimatstadt), bedac tu i tam zebralem troche (10) pktow do nowego prawa jazdy, przezylem swoja wlasna wersje swinskiej grypy, nadrobilem chociaz czesciowo zaleglosci filmowe z ostatniego roku... powoli zblizam sie juz do momentu w ktorym wyczerpia sie wszystkie inne mozliwosci spedzania duzych ilosci czasu i zostana tylko algorytmy rutingu w sieciach wewnatrzukladowych adaptujace sie do zmiennych transferow na laczach. Z drugiej strony wlasnie sciagnal mi sie drugi sezon Flight of the Conchords. Temperatura otoczenia tez jakos nie nastraja do pracy umyslowej. Liczac na cud siadam czesto do kompa.
Wniosek - jakas szansa gdzies tam sie kryje. Podejrzewam ze potrzebna jest tylko odpowiednia ilosc Coli i Ptasiego Mleczka - taka wartosc progowa cukru i kofeiny pozwalajaca przejsc na wyzszy poziom abstrakcji, na ktorym pisanie pracy to betka.
Na horyzoncie wypoczyknowym jak okiem siegnac tylko sluby, chrzciny i komunie - praktycznie zaslonily caly kryzys.
A z racji chrzcin znowu powita nas Barcelona...
Barcelona es poderosa (¡ella tiene el poder!)
niedziela, 26 kwietnia 2009
Tydzien nowy, problem stary
Po czwartkowym tenisie nadszedl dlugo oczekiwany piatek. Srodowisko pracy wyczulo atmosfere i nie przysporzylo wiekszych problemow, juz okolo 15.00 razem z Kraina Czarow lecielismy na Szczecin. Tzn ja lecialem a Kraina od czasu do czasu tylko puszczala sie bocznych trzymadelek, bo czolg zachowywal sie jak rasowy Rosomak i niepowstrzymanie omijal kolejne przeszkody, a jesli byly male po prostu je taranowal.
W rezultacie jakies 2h i 100plnow pozniej bylismy w heimatstadt (przynajmniej dla mnie), i moglem spokojnie zaczac sie podniecac nadchodzacym meczem o wejscie z ligi najnizszej, do drugiej po tej najnizszej, czyli w zasadzie trzeciej. I bylo czym sie podniecac. Pilanie ewidentnie trzymali kciuki tylko czasami, wynikiem czego bylo wygranie setow dwoch, a przegranie trzech... oby chlopaki sobie poradzili lepiej w rewanzu.
Ledwo nie minely atrakcje sportowe, nadszedl czas na atrakcje kulturalne w postaci zaproszonej przez Forme pani ze Skoczowa, ktora poslugiwala sie dialektem ktorego chyba inaczej jak 'skoczowski' nazwac nie wypada, jej natomiast wypadlo u nas goscic. Wsrod kwiatkow wartych uszu kazdego domoroslego poligloty i pseudohumanisty dowiedzialem sie jak sie robi Biede, placki z wyrzoskami i gdzie moj dziadek ganial niemcow z granatem. Warto czasem wrocic do domu :D.
W sobote po siatkowce zaliczylem na Walach spotkanie z rzeczywistym Rosomakiem (sic!) ktory przyjechal na Haken-Terrasse wielce dumny, nie mogl sie jednak z nich oddalic bez eskorty policyjnego focusa, wiec utknal na dluzej. Nadarzyla sie okazja do zwiedzenia w srodku, dowiedzialem sie tez, ze taki Rosomak drze rowno 120km/h po drodze dowolnego rodzaju, chyba ze zageszczenie afganskiego tlumu jest zbyt duze, bo wtedy sie slizga. Kto wymyslil zeby taka maszyne siejaca zniszczenie na wszelakie rodzaje, porownac do malego futerkowatego przyjaciela? Element zaskoczenia i kamuflarzu polskiej armii? Nie - tak naprawde niepozorny rosomak jest dla swojego przeciwnika jak ciern w dupie :D - przynajmniej tak twierdzi wikipedia.
a w miedzyczasie magisterka na poziomie 0,17% i maleje, bo trzeba zmniejszyc
marginesy...
W rezultacie jakies 2h i 100plnow pozniej bylismy w heimatstadt (przynajmniej dla mnie), i moglem spokojnie zaczac sie podniecac nadchodzacym meczem o wejscie z ligi najnizszej, do drugiej po tej najnizszej, czyli w zasadzie trzeciej. I bylo czym sie podniecac. Pilanie ewidentnie trzymali kciuki tylko czasami, wynikiem czego bylo wygranie setow dwoch, a przegranie trzech... oby chlopaki sobie poradzili lepiej w rewanzu.
Ledwo nie minely atrakcje sportowe, nadszedl czas na atrakcje kulturalne w postaci zaproszonej przez Forme pani ze Skoczowa, ktora poslugiwala sie dialektem ktorego chyba inaczej jak 'skoczowski' nazwac nie wypada, jej natomiast wypadlo u nas goscic. Wsrod kwiatkow wartych uszu kazdego domoroslego poligloty i pseudohumanisty dowiedzialem sie jak sie robi Biede, placki z wyrzoskami i gdzie moj dziadek ganial niemcow z granatem. Warto czasem wrocic do domu :D.
W sobote po siatkowce zaliczylem na Walach spotkanie z rzeczywistym Rosomakiem (sic!) ktory przyjechal na Haken-Terrasse wielce dumny, nie mogl sie jednak z nich oddalic bez eskorty policyjnego focusa, wiec utknal na dluzej. Nadarzyla sie okazja do zwiedzenia w srodku, dowiedzialem sie tez, ze taki Rosomak drze rowno 120km/h po drodze dowolnego rodzaju, chyba ze zageszczenie afganskiego tlumu jest zbyt duze, bo wtedy sie slizga. Kto wymyslil zeby taka maszyne siejaca zniszczenie na wszelakie rodzaje, porownac do malego futerkowatego przyjaciela? Element zaskoczenia i kamuflarzu polskiej armii? Nie - tak naprawde niepozorny rosomak jest dla swojego przeciwnika jak ciern w dupie :D - przynajmniej tak twierdzi wikipedia.
a w miedzyczasie magisterka na poziomie 0,17% i maleje, bo trzeba zmniejszyc
marginesy...
środa, 22 kwietnia 2009
Wednesday Blues
Obiektywnie rzecz biorac - nie jest dobrze. Moznaby sie nawet pokusic o stwierdzenie ze jest zle. Z jednej strony brakuje czasu, z drugiej strony nie brakuje okazji do marnowania tego czasu co go jeszcze mamy - i te okazje wykorzystujemy prawie w 100%. Jakby tego bylo malo, KM jest lepsza ode mnie w tenisa, druzyna kolorowych dostaje niemilosierne baty co srode, a w piatkowych barazach o 3cia lige zagram na rozegraniu wiec raczej tez nie moge oczekiwac przyjacielskich spojrzen po tym spotkaniu...
Wielki Szu ewakuowal sie na Daleki Wschod wiec w pracy sobie czlowiek tez nie odpocznie. Ziomek ktory niedlugo byc moze stanie sie wlascicielem mieszkania ktore wynajmujemy nie odzywa sie, wiec nawet nie mamy komu ani gdzie placic za mieszkanie.
Do tego wszystkiego wielcy grubi bracia zza wielkiej kaluzy... w ich sprawie juz w ogole no comment
Slonce krzywo swieci, ciagle nie wygralismy miliona w totka, samo zlo bracie, samo zlo. I znikad pomocy.
oooh Lord
help me face the rising sun...
Zeby nie bylo ze sieje defetyzm - GOOD JOOOB!!! AWESOME! Jestescie super! Wszyscy. Nawet Ty. TY tez.
Ayúdame... .. .
Wielki Szu ewakuowal sie na Daleki Wschod wiec w pracy sobie czlowiek tez nie odpocznie. Ziomek ktory niedlugo byc moze stanie sie wlascicielem mieszkania ktore wynajmujemy nie odzywa sie, wiec nawet nie mamy komu ani gdzie placic za mieszkanie.
Do tego wszystkiego wielcy grubi bracia zza wielkiej kaluzy... w ich sprawie juz w ogole no comment
Slonce krzywo swieci, ciagle nie wygralismy miliona w totka, samo zlo bracie, samo zlo. I znikad pomocy.
oooh Lord
help me face the rising sun...
Zeby nie bylo ze sieje defetyzm - GOOD JOOOB!!! AWESOME! Jestescie super! Wszyscy. Nawet Ty. TY tez.
Ayúdame... .. .
sobota, 18 kwietnia 2009
tydzien bez posta
Co zrobic - KM pojechala do Wyszkowa i nie bylo za bardzo o czym pisac. Jedynym ekscesem konczacego sie wlasnie tygodnia byl fakt, ze o 1.30 w nocy z niedzieli na poniedzialek zatrzasnalem sie na zewnatrz klatki i musialem budzic jakis biednych ludzi zeby mnie wpuscili do wlasnego bloku ;).
Fakt ze przyjechalismy Czolgiem udalo sie jakos w miare pozostawic w cieniu. Pojawily sie oczywiscie nagabywania zeby pojechac gdzies pomiedzy drzewa i sie powozic, ale wystarczylo powiedziec ze 'wersja Czolgu jest idealnie gola, nie ma zadnych wyrzutni rakiet, naped na dwa kola, i w ogole jest niebieska wiec sie wam nie spodoba...'. Czolg stoi pod blokiem i krzywda mu sie jak na razie nie stala.
W ramach walki z magisterka wyrzucilismy telewizor. Dlatego teraz zeby nie pisac mgrki sluchamy radia i przegladamy youtube'a. Wynik przegladania sa calkiem obiecujace - np. kawalek offowego nurtu hiphopu drukarskiego:
http://www.youtube.com/watch?v=XPOfGJMz62I
dla geekow i innych dziwnych ludzi - w tle wystepuje maszyna SUNDAY R21, ktora wyglada odrobine jakby sie nie miescila w hali. I tak chyba jest w istocie. Ciekawe dlaczego nazywa sie nieoficjalnie 'TITANIC'.
Dzisiaj odbyla sie inaugarcja naszego 10 metrowego balkonu. W inaugarcji braly udzial dwa krzesla z USA, piwo warka i jego eminencja niewidzialny mistrz, probujacy w palacym Pilskim sloncu zrozumiec artykul 'An adaptive and fault tolerant wormhole routing strategy for k-ary n-cubes'.
Ostatnio sie wydawalo ze juz juz poszlismy w slady SB i AB... ale alarm byl przedwczesny. Przez chwile zycie nabralo kolorow.
KM wlasnie poprosila o ciezarki - wydawalo by sie ze zaraz zacznie pakowac, ale okazaly sie poprostu idalnym podstawkiem pod lusterko zeby zrobic sie na bostwo...
Ratunku szukam w AfroKolektywie. Na razie pomaga.
Warka i do przodu.
Fakt ze przyjechalismy Czolgiem udalo sie jakos w miare pozostawic w cieniu. Pojawily sie oczywiscie nagabywania zeby pojechac gdzies pomiedzy drzewa i sie powozic, ale wystarczylo powiedziec ze 'wersja Czolgu jest idealnie gola, nie ma zadnych wyrzutni rakiet, naped na dwa kola, i w ogole jest niebieska wiec sie wam nie spodoba...'. Czolg stoi pod blokiem i krzywda mu sie jak na razie nie stala.
W ramach walki z magisterka wyrzucilismy telewizor. Dlatego teraz zeby nie pisac mgrki sluchamy radia i przegladamy youtube'a. Wynik przegladania sa calkiem obiecujace - np. kawalek offowego nurtu hiphopu drukarskiego:
http://www.youtube.com/watch?v=XPOfGJMz62I
dla geekow i innych dziwnych ludzi - w tle wystepuje maszyna SUNDAY R21, ktora wyglada odrobine jakby sie nie miescila w hali. I tak chyba jest w istocie. Ciekawe dlaczego nazywa sie nieoficjalnie 'TITANIC'.
Dzisiaj odbyla sie inaugarcja naszego 10 metrowego balkonu. W inaugarcji braly udzial dwa krzesla z USA, piwo warka i jego eminencja niewidzialny mistrz, probujacy w palacym Pilskim sloncu zrozumiec artykul 'An adaptive and fault tolerant wormhole routing strategy for k-ary n-cubes'.
Ostatnio sie wydawalo ze juz juz poszlismy w slady SB i AB... ale alarm byl przedwczesny. Przez chwile zycie nabralo kolorow.
KM wlasnie poprosila o ciezarki - wydawalo by sie ze zaraz zacznie pakowac, ale okazaly sie poprostu idalnym podstawkiem pod lusterko zeby zrobic sie na bostwo...
Ratunku szukam w AfroKolektywie. Na razie pomaga.
Warka i do przodu.
środa, 8 kwietnia 2009
Nadal vs Grzadziel - coming soon
Okazalo sie ze jestem naturalnym talentem tenisowym ;). Wynika z tego ze moglem zarabiac miliony albo byc kolejna niespelniona nadzieja polskiego tenisa. Takie zycie mnie ominelo! Jak tu teraz spokojnie egzystowac.
Na razie wyglada to tak ze jako ze jestem jakies 15lat w plecy w stosunku do KM, gania mnie niemilosiernie po calym boisku (czerpiac z tego nieklamana przyjemnosc) a ja latam za pilka jak jakis ratlerek starajac sie ja dopasc. Ale jak juz dopadne do gryze do upadlego i chyba tylko dzieki temu postronnemu widzowi wydawac sie moze ze gramy na pseudorownym poziomie.
W magisterce przelomowy krok - 2,5h spedzone wczoraj daly overall progress w granicach 1.17%. Zawsze cos. Teraz moge przez miesiac nic nie robic.
Chwilowe przerwy w dostawach internetu zaoowocowaly przerwa w pisaniu bloga i poszukiwaniem kradzionego sygnalu na balkonie. Lokalny ISP okazal sie jednak przykladem tego, ze mozna. Po podpisaniu nowej umowy zajechalismy do domu (czyli jakies 3.5minuty) i po pol godzinki net smigal jak gdyby nigdy nic. Klasa. Oprocz tego ze powodem odlaczenia netu byla nieoficjalna informacja od przyjaciolki kolezanki matki jednej z pracownic owego ISP...
W ramach danych statystycznych: dzisiaj po raz chyba 141wszy zgubilem potrfel, po raz 45 udalo mi sie go zgubic w komplecie z komorka. KM dzielnie przyjela na klate wkurwienie na swiat ktore mnie ogarnelo z tego powodu. Na szczescie po raz 139ty udalo sie potrfel znalezc w nienaruszonym stanie. A w lotka ciagle 6tki nie trafilem - do dupy taka statystyka.
Po poltora miesiaca w Pile zauwazaylismy Rogacza Na Wiezowcu.
Rzeczywiscie WITA.
Na razie wyglada to tak ze jako ze jestem jakies 15lat w plecy w stosunku do KM, gania mnie niemilosiernie po calym boisku (czerpiac z tego nieklamana przyjemnosc) a ja latam za pilka jak jakis ratlerek starajac sie ja dopasc. Ale jak juz dopadne do gryze do upadlego i chyba tylko dzieki temu postronnemu widzowi wydawac sie moze ze gramy na pseudorownym poziomie.
W magisterce przelomowy krok - 2,5h spedzone wczoraj daly overall progress w granicach 1.17%. Zawsze cos. Teraz moge przez miesiac nic nie robic.
Chwilowe przerwy w dostawach internetu zaoowocowaly przerwa w pisaniu bloga i poszukiwaniem kradzionego sygnalu na balkonie. Lokalny ISP okazal sie jednak przykladem tego, ze mozna. Po podpisaniu nowej umowy zajechalismy do domu (czyli jakies 3.5minuty) i po pol godzinki net smigal jak gdyby nigdy nic. Klasa. Oprocz tego ze powodem odlaczenia netu byla nieoficjalna informacja od przyjaciolki kolezanki matki jednej z pracownic owego ISP...
W ramach danych statystycznych: dzisiaj po raz chyba 141wszy zgubilem potrfel, po raz 45 udalo mi sie go zgubic w komplecie z komorka. KM dzielnie przyjela na klate wkurwienie na swiat ktore mnie ogarnelo z tego powodu. Na szczescie po raz 139ty udalo sie potrfel znalezc w nienaruszonym stanie. A w lotka ciagle 6tki nie trafilem - do dupy taka statystyka.
Po poltora miesiaca w Pile zauwazaylismy Rogacza Na Wiezowcu.
Rzeczywiscie WITA.
sobota, 4 kwietnia 2009
Sobotni Lans
Sobota nas nie zaskoczyla - mialo byc cieplo i rzeczywiscie bylo. Po tenisowym poranku z KM z ociaganiem wytoczylismy sie na miasto. Okazalo sie ze w dzinsach i bluzach wygladamy conajmniej nieciekawie. Wszedzie dookola lato. Wsrod ludzi mniej lub mniej dziwnych i normalnych zauwazyc mozna bylo zapowiedz udanego lansu na te wakacje.
Do polpelni lansu potrzebujesz:
- letnie markowe ciuchy
- wielkie przeciwsloneczne okulary klasy 'Mucha'
Zeby uzyskac pelnie lansu niezbedny jest jeszcze wypasiony telefon komorkowy wykorzystywany do puszczania muzy podczas przechadzania sie po ulicy. Taki agent w pelni lansu wyglada prawie jak murzyn z wielkim bumboxem na ramieniu. Prawie...
Dzisiaj odbywa sie jakas akcja zbierania krwi, zignorowana przez nas tak samo skutecznie jak tego typu akcje w Sznie. Warte zauwazenia, ze do 16.00 zebrano jakies 30l krwi. W przeliczeniu na mieszkanca daje to 0,0004 litra.
A zgodnie z tym co mowil spiker bylo to wiecej niz w niejednym miescie wojewodzkim o tej samej godzinie...
Trzymajcie kciuki za Farmutil - probowalem namowic kucharki w hotelu zeby daly laskom z Muszyny cos na rozwolnienie, ale bylo to dla nich tak nie do pomyslenia ze musialem sie szybko z owego hotelu ewakuowac :D.
Do polpelni lansu potrzebujesz:
- letnie markowe ciuchy
- wielkie przeciwsloneczne okulary klasy 'Mucha'
Zeby uzyskac pelnie lansu niezbedny jest jeszcze wypasiony telefon komorkowy wykorzystywany do puszczania muzy podczas przechadzania sie po ulicy. Taki agent w pelni lansu wyglada prawie jak murzyn z wielkim bumboxem na ramieniu. Prawie...
Dzisiaj odbywa sie jakas akcja zbierania krwi, zignorowana przez nas tak samo skutecznie jak tego typu akcje w Sznie. Warte zauwazenia, ze do 16.00 zebrano jakies 30l krwi. W przeliczeniu na mieszkanca daje to 0,0004 litra.
A zgodnie z tym co mowil spiker bylo to wiecej niz w niejednym miescie wojewodzkim o tej samej godzinie...
Trzymajcie kciuki za Farmutil - probowalem namowic kucharki w hotelu zeby daly laskom z Muszyny cos na rozwolnienie, ale bylo to dla nich tak nie do pomyslenia ze musialem sie szybko z owego hotelu ewakuowac :D.
piątek, 3 kwietnia 2009
Ich bin Pilaninen
Kolejny tydzien znienacka sie konczy. Magisterka zostala odlozona na wieczne jutro, zycie od razu nabralo koloru.
Dzisiaj jak nigdy mozna bylo poczuc potrzebe przynaleznosci do grupy - udalismy sie z KM na mecz Farmutilu z Muszyna. Zazwyczaj w TV wisialo mi kto wygrywa, oby bylo duzo zblizen :D. A tu dzisiaj konsternacja - krzyknal by sobie czlowiek z calej pety 'Piilaaaaaaa' a tu jakos nie do konca wychodzi ;). Bo jaki ze mnie Pilanin czy Pilczyk ;). Niech tylko Pila wygra jutro mecz, to w meczu trzecim zostane PSOPem. Pierwszym Samozwanczym Obywatelem Pily.
"PTPS, PTPS, eja eja PTPS!"
Dzisiaj jak nigdy mozna bylo poczuc potrzebe przynaleznosci do grupy - udalismy sie z KM na mecz Farmutilu z Muszyna. Zazwyczaj w TV wisialo mi kto wygrywa, oby bylo duzo zblizen :D. A tu dzisiaj konsternacja - krzyknal by sobie czlowiek z calej pety 'Piilaaaaaaa' a tu jakos nie do konca wychodzi ;). Bo jaki ze mnie Pilanin czy Pilczyk ;). Niech tylko Pila wygra jutro mecz, to w meczu trzecim zostane PSOPem. Pierwszym Samozwanczym Obywatelem Pily.
"PTPS, PTPS, eja eja PTPS!"
wtorek, 31 marca 2009
gotowi... do startu... do domu!
Temat to skrot naszej dzisiejszej wycieczki na bieganie.
Udalo nam sie wyjsc z domu, a nawet dojsc do skraju pobliskiego lasu. Skraj nie przedstawial sie najlepiej - grupki dresow wygladaly z daleka raczej nieprzyjaznie. Z bliska okazalo sie ze to biegacze, rozciagajacy sie, albo odpoczywajacy przed kolejna petelka po lesie, takze zamiast zagrozenia poczuc moglismy tylko zawstydzenie ze my biegamy tak slabo i wolno, a oni w swoich biegowych obcislych gatkach smigaja niczym sarenki pomiedzy drzewami. Szczegolnie ze dziwnym zrzadzeniem losu bieglismy w przeciwnym kierunku niz WSZYSCY.
Zawstydzenie nie potrwalo jednak dlugo, bo KM przebiegla petelki pol, a ja jej pol i jeszcze jedna swoja - i wielce zziajany oddalilem sie spowrotem na kanape do domu.
Moze nastepnym razem bedzie lepiej.
Udalo nam sie wyjsc z domu, a nawet dojsc do skraju pobliskiego lasu. Skraj nie przedstawial sie najlepiej - grupki dresow wygladaly z daleka raczej nieprzyjaznie. Z bliska okazalo sie ze to biegacze, rozciagajacy sie, albo odpoczywajacy przed kolejna petelka po lesie, takze zamiast zagrozenia poczuc moglismy tylko zawstydzenie ze my biegamy tak slabo i wolno, a oni w swoich biegowych obcislych gatkach smigaja niczym sarenki pomiedzy drzewami. Szczegolnie ze dziwnym zrzadzeniem losu bieglismy w przeciwnym kierunku niz WSZYSCY.
Zawstydzenie nie potrwalo jednak dlugo, bo KM przebiegla petelki pol, a ja jej pol i jeszcze jedna swoja - i wielce zziajany oddalilem sie spowrotem na kanape do domu.
Moze nastepnym razem bedzie lepiej.
poniedziałek, 30 marca 2009
Nike challenge vs Pila challenge
W Nike challenge zabieraja sobie nawzajem buty i przepychaja sie przed soba i staraja sie byc lepsi. W Pila challenge nie mozemy sie z KM zebrac zeby zalozyc te buty, a nim wyjdziemy trzy razy jedno oglada sie na drugie ze moze jednak nam sie nie chce i moze zostaniemy w domu...
Ta notka miala sprawic ze bedzie nam glupio nie pobiec - i pobiegniemy. Sam w to nie wierze. Ale skoro ciagle ludze sie ze magisterka napisze sie sama, to moze i buty wyprowadza sie na spacer bez mojej ingerencji.
I tak na pewno schudlem dzisiaj z kilogram podczas lokalnego pandemonium wywolanego przez USAnina Z Wesela. Ciekawe - ziomek rodem z kraju ludzi bezblednych i idealnych a jak zaczal psuc to juz mu sie tak spodobalo ze rozwalil pol fabryki pilskich snow.
W takim stanie opuszczalem miejsce pracy
Wszyscy trzej czy czterej dotychczasowi czytelnicy z radoscia powitaja nowa czytelniczke - jej indianskie imie bedzie brzmialo Tajna Czytelniczka Z Terytorium Wroga. Strzezcie sie. Nie straszne jej nawet zszywane zszywaczem podeszwy rozmoczonych Lodzkim toksycznym deszczem butow.
Zbliza sie zatem dzien w ktorym Ci ktorzy nie mieli czytac, przeczytaja.
Starczy. Pilaschmerz przybiera chwilowo na sile.
Ta notka miala sprawic ze bedzie nam glupio nie pobiec - i pobiegniemy. Sam w to nie wierze. Ale skoro ciagle ludze sie ze magisterka napisze sie sama, to moze i buty wyprowadza sie na spacer bez mojej ingerencji.
I tak na pewno schudlem dzisiaj z kilogram podczas lokalnego pandemonium wywolanego przez USAnina Z Wesela. Ciekawe - ziomek rodem z kraju ludzi bezblednych i idealnych a jak zaczal psuc to juz mu sie tak spodobalo ze rozwalil pol fabryki pilskich snow.
W takim stanie opuszczalem miejsce pracy
Wszyscy trzej czy czterej dotychczasowi czytelnicy z radoscia powitaja nowa czytelniczke - jej indianskie imie bedzie brzmialo Tajna Czytelniczka Z Terytorium Wroga. Strzezcie sie. Nie straszne jej nawet zszywane zszywaczem podeszwy rozmoczonych Lodzkim toksycznym deszczem butow.
Zbliza sie zatem dzien w ktorym Ci ktorzy nie mieli czytac, przeczytaja.
Starczy. Pilaschmerz przybiera chwilowo na sile.
czwartek, 26 marca 2009
HP vs Kunio podczas nocnej gali w Pile
Dzien wczorajszy zapowiadal sie spokojnie i jak to zwykle bylo wynikla z tego seria niefortunnych zdazen ktora doprowadzila mnie do biegania po drukarni o 23.00...
Ale od poczatku. Jest sobie siec. Dzwonia do admina
'adminie pomoz!!!'
no to admin loguje sie do switcha. Przeciez nie musze ruszac tylka. Nic bardziej blednego:
'maximum telnet sessions active, log in again later'
taa... a ja jestem jedynym pracujacym w tym tygodniu adminem. Coz - HP to shit, wiec sie zwiesil odrobine - pojade podlacze sie z konsola i zobacze o co tam kaman. Jade wiec, przyjezdzam, odbieram po drodze 40 telefonow z ludzmi ktorych zycie zalezy od tego czy swiatlowod wiedzie swiatlo czy nie. Zajezdzam, pokonuje 10 kilometrow drogi z jednej serwerowni do drugiej, znajduje kabel konsolowy (kazda jedna seria HPkow ma inny wiec zadanie jest problem NP-trudnym), podlaczam...
'maximum telnet session active, log in again later'
I kto mi powie ze nie warto wydac kasy na precious Cisco?? Na szczescie kasa na zielone kombajny zostala juz wydana wiec na HPku zostaly tylko rzeczy za ktorych odlaczenie nie zostane wywalony z pracy - szybkie spojrzenie na zegarek, celne pchniecie walesajacym sie nieopodal drutem, chwila strachu... i po 5 minutach HP radosnie przesyla pakiety wszelkiego rodzaju w ta i spowrotem.
W nastepnym odcinku dzielny admin zmierzy sie ze szczurami, ktorych glowna rozrywka jest przegryzanie kabelkow. Taki szczur czuje dane w kablu i nie moze sie poprostu powstrzymac.
Ale od poczatku. Jest sobie siec. Dzwonia do admina
'adminie pomoz!!!'
no to admin loguje sie do switcha. Przeciez nie musze ruszac tylka. Nic bardziej blednego:
'maximum telnet sessions active, log in again later'
taa... a ja jestem jedynym pracujacym w tym tygodniu adminem. Coz - HP to shit, wiec sie zwiesil odrobine - pojade podlacze sie z konsola i zobacze o co tam kaman. Jade wiec, przyjezdzam, odbieram po drodze 40 telefonow z ludzmi ktorych zycie zalezy od tego czy swiatlowod wiedzie swiatlo czy nie. Zajezdzam, pokonuje 10 kilometrow drogi z jednej serwerowni do drugiej, znajduje kabel konsolowy (kazda jedna seria HPkow ma inny wiec zadanie jest problem NP-trudnym), podlaczam...
'maximum telnet session active, log in again later'
I kto mi powie ze nie warto wydac kasy na precious Cisco?? Na szczescie kasa na zielone kombajny zostala juz wydana wiec na HPku zostaly tylko rzeczy za ktorych odlaczenie nie zostane wywalony z pracy - szybkie spojrzenie na zegarek, celne pchniecie walesajacym sie nieopodal drutem, chwila strachu... i po 5 minutach HP radosnie przesyla pakiety wszelkiego rodzaju w ta i spowrotem.
W nastepnym odcinku dzielny admin zmierzy sie ze szczurami, ktorych glowna rozrywka jest przegryzanie kabelkow. Taki szczur czuje dane w kablu i nie moze sie poprostu powstrzymac.
sobota, 21 marca 2009
Pierwsza Sobota w Pile
... W kazdym razie pierwsza wspolna sobota i pierwsza podczas ktorej nie pracujemy.
Z racji tego ze slonce zawitalo razem z odrobina wiosny na Pilski padol - wybralismy na maly spacer (czyli obeszlismy polowe miasta). Okazuje sie ze Pasaz (jest tylko jeden wiec nie trzeba mowic ktory) jest dosyc pusty, tak samo w centrum handlowym jakos nie widac zbytniego ruchu... w nastepnym tez nie. Gdzie podziali sie ludzie?
Ludzie zebrali sie na targowisku ktore przypomina Manhattan sprzed okolo 5lat, moze wiecej ;). Wypelnili go prawie po brzegi, szczegolnie watpliwej jakosci bary serwujace golebie i sroki w bulce lub na zapiekance. Bylo wszystko czego mozna oczekiwac po tego rodzaju targu. Pojawili sie nawet dwaj Indianie - spiewajacy z playbacku polskie piosenki religijne (sic!). Zakupiwszy podrabiane ptasie mleczko opuscilismy lokacje. Mimo tego ze tetnila zyciem niczym serce tego miasta.
Magisterka znowu przegrala walke ze wszystkim innym. Tym razem takze z TheOffice (www.watchtvsitcoms.com/theoffice.php) ktore obecnie urzeka nas tym bardziej, ze jestesmy wlasnie w jakims takim Scranton, a moj szef swoimi kawalami potrafi wywolac na czole iscie mangowa wielka krople.
KM mowi ze idziemy biegac. Proponuje zaklady - twierdze ze nic z tego nie wyjdzie, stawiam browara w Sznie kazdemu kto uzna ze bedzie inaczej w ciagu najblizszych 24h ;).
Pila pozdrawia
Z racji tego ze slonce zawitalo razem z odrobina wiosny na Pilski padol - wybralismy na maly spacer (czyli obeszlismy polowe miasta). Okazuje sie ze Pasaz (jest tylko jeden wiec nie trzeba mowic ktory) jest dosyc pusty, tak samo w centrum handlowym jakos nie widac zbytniego ruchu... w nastepnym tez nie. Gdzie podziali sie ludzie?
Ludzie zebrali sie na targowisku ktore przypomina Manhattan sprzed okolo 5lat, moze wiecej ;). Wypelnili go prawie po brzegi, szczegolnie watpliwej jakosci bary serwujace golebie i sroki w bulce lub na zapiekance. Bylo wszystko czego mozna oczekiwac po tego rodzaju targu. Pojawili sie nawet dwaj Indianie - spiewajacy z playbacku polskie piosenki religijne (sic!). Zakupiwszy podrabiane ptasie mleczko opuscilismy lokacje. Mimo tego ze tetnila zyciem niczym serce tego miasta.
Magisterka znowu przegrala walke ze wszystkim innym. Tym razem takze z TheOffice (www.watchtvsitcoms.com/theoffice.php) ktore obecnie urzeka nas tym bardziej, ze jestesmy wlasnie w jakims takim Scranton, a moj szef swoimi kawalami potrafi wywolac na czole iscie mangowa wielka krople.
KM mowi ze idziemy biegac. Proponuje zaklady - twierdze ze nic z tego nie wyjdzie, stawiam browara w Sznie kazdemu kto uzna ze bedzie inaczej w ciagu najblizszych 24h ;).
Pila pozdrawia
piątek, 13 marca 2009
Wiosna w Pile
Wiosna w Pile... wczoraj 10C ciepla, dzisiaj 10cm sniegu. Zgodnie z klasyka - skoro mamy zamiar pokonac trase Pila - Szczecin musial nastapic jakis OPAD. Dzieki temu zaliczymy juz chyba 10 raz droge mokra, brudna i nieprzyjemna. Jak milo wracac do domu...
Wydarzen nie bylo wiele, stad tez razacy brak jakiegokolwiek inputu na blogu. Jedyne co mogloby byc warte opisanie to wizyta hydraulika, ktory jak juz przyszedl, trudno bylo sie go pozbyc bo generowal robote sam dla siebie.
Zaczelo sie od wymiany wezyka przy baterii. Niby super - wymienil. Sprawdzil czy czasem nie cieknie drugi. Sprawdzil na tyle skutecznie ze niezbedna byla wymiana. Jak juz mu sie wysypaly pomysly to wymienil odrazu syfon zeby bylo na cacy. Gdy juz sie wydawalo ze pelen success, stwierdzil ze dopusci mi jeszcze wody do Junkersa bo tak przeciez byc nie moze. Dopuszczenie wody zakonczylo sie odsuwaniem pralki, wymiana wezyka i zaworka, zakrecaniem wody na 1h i pelnym wachlarzem akcji ktore przeszkadzaly mi ogladac jak Ruscy bija Polakow w siatkowke.
Dobrze (dla mnie) ze mial juz fakture przygotowana wczesniej i wzial na klate to co sam mi popsul zeby naprawic. Rezultat calej operacji nie jest porazajacy, ale suchy. I to sie najbardziej liczy w tym przypadku.
Tango trwa. A magisterka stoi pod sciana i nikt nie chce jej prosic do tanca. Una música brutal... melodías de dolor
Wydarzen nie bylo wiele, stad tez razacy brak jakiegokolwiek inputu na blogu. Jedyne co mogloby byc warte opisanie to wizyta hydraulika, ktory jak juz przyszedl, trudno bylo sie go pozbyc bo generowal robote sam dla siebie.
Zaczelo sie od wymiany wezyka przy baterii. Niby super - wymienil. Sprawdzil czy czasem nie cieknie drugi. Sprawdzil na tyle skutecznie ze niezbedna byla wymiana. Jak juz mu sie wysypaly pomysly to wymienil odrazu syfon zeby bylo na cacy. Gdy juz sie wydawalo ze pelen success, stwierdzil ze dopusci mi jeszcze wody do Junkersa bo tak przeciez byc nie moze. Dopuszczenie wody zakonczylo sie odsuwaniem pralki, wymiana wezyka i zaworka, zakrecaniem wody na 1h i pelnym wachlarzem akcji ktore przeszkadzaly mi ogladac jak Ruscy bija Polakow w siatkowke.
Dobrze (dla mnie) ze mial juz fakture przygotowana wczesniej i wzial na klate to co sam mi popsul zeby naprawic. Rezultat calej operacji nie jest porazajacy, ale suchy. I to sie najbardziej liczy w tym przypadku.
Tango trwa. A magisterka stoi pod sciana i nikt nie chce jej prosic do tanca. Una música brutal... melodías de dolor
wtorek, 3 marca 2009
Kolejna Lekcja Zycia + Dobrzy Ludzie w Pile
Weekend w Szczecinie okazal sie spokojny, mimo obaw przed piciem wodki z MM. Okazalo sie, ze jak to kiedys do znudzenia powtarzal Pastor z Suwalk - starzejemy sie. Starzejemy sie do tego stopnia ze jedni zostaja szczesliwymi rodzicami, a inni lapia wstret do alkoholu, chociaz nie zlapalo ich cos takiego przez ostatnie 20lat...
Niedziele zdominowaly niecne zamiary tesciowej, ktora ma zamiar zniszczyc wszystkich swoja odwaga i pojechac do HK. Sama. SAMA. Krotko mowiac - dosyc grubo, ale jesli wszystko sie uda, to czapki z glow i wielki szacun. A wierze ze sie uda mimo tego, ze wszyscy beda mieli w rodzince lekko miekkie kolana przez te 20h niepewnosci. Ale tesciu sie ucieszy i pewnie lzej bedzie mu zniesc widok ponad stu statkow czekajacych na redzie w 香港.
Poniedzialek nieciekawy, pod znakiem magisterki. Za to wtorek obfitujacy w brak czasu. Po sniadaniu zjedzonym o 14.30 bylo juz latwiej. Przez cale 1,5h. Wyjezdzajac spod pracy spadlem z jakiejs kostki na cos co mozna nazwac jedynie jako 'brak kostki'. Spotkanie mojego lichego zawieszenia z tym wlasnie brakiem zaowocowalo mala bomba z opoznionym zaplonem. Jezdzac po miescie (nie smiac sie), zaczelismy slyszec odglosy z rodzaju takich co kosztuja 1000zl. Ogledziny na parkingu Biedronki daly podstawy zeby myslec ze niedlugo odpadnie kolo :D.
Na nasze szczecinskie szczescie, w Pile sa Dobrzy Ludzie. Okazalo sie ze za Biedronka byl komis samochodowy, w ktorym nasi nowi ziomkowie z Pily wykazali sie nieslychana dobrodusznoscia, ofiarowujac nam kawal ziemi, kawal dykty, kawal lomu, kawal dywanika samochodowego, oraz w pelni sprawny lewarek pneumatyczny. Niczym McGyver zlozylem to wszystko w ZestawDoZdejmowaniaKola i uzylem zgodnie z przeznaczeniem. Wystarczylo nagiac lekko tu i tam i bolid byl znowu w pelni sprawny. A Dobrzy Ludzie nawet nie chcieli na browara. Nie chcieli takze przyjac bolidu na zamiane, bo nie mieli ani jednego auta ktore byloby w tym samym przedziale cenowym co bolid. Moze poprostu sie nad nami zlitowali? Zobaczyli ze ludzie w Stettin musza jezdzic takimi samochami i zal sie chlopakom zrobilo. Tak czy owak - jako ze szczescie sprzyja lepszym - oglaszam butnie ze jestesmy LEPSI. Prawie jak PEPSI.
Dodatkowo w Polsyfie Polacy tluka zdrowo Ruskich w siatke. Zyc nie umierac.
czwartek, 26 lutego 2009
Pila - Miasto Nauki
Oto zdjecie ktore dzisiaj dostalem mailem:
Trzeba przyznac ze nigdzie nie ma tyle L-ek co w pile.
A Prezes pewnie zapyta czy w Pile sa L-ki...
środa, 25 lutego 2009
Wednesday Haiku
Niech zyje Kebonika,
we wszystkich jezykach!
Z taka o to piesnia na ustach juz trzeci dzien nie robie nic zwiazanego z magisterka. Plan jest taki ze plan wypali, a wtedy z wyksztalceniem srednim jade zwiedzac kraje w ktorych nikt nic nie robi i nigdy nie wracam.
Od poniedzialku mowie sobie ze od jutra zaczynam. Moze od jutra zaczne? Dzisiejsza pilka napewno da odpowiedz...
wtorek, 24 lutego 2009
Kosmiczna Pila
cytat z Tygodnika Pilskiego:
"(...)Wedlug wielu swiadkow tajemnicze, swietliste kule nadlecialy nad Pile gdzies z okolic Koszyc, mozliwe ze z kierunku lotniska. Pozniej przelecialy nad rzeka, potem widziano je nad ulica Sniadeckich, Roosvelta i Ludowa. W koncu odlecialy na Bydgoszcz(...)"
W Pile, jakby ktos nie wiedzial, grasuje UFO. Widzialo je wielu swiadkow, m.in. wypowiadajacy sie dla TP General Zenon Kulaga (dzis emeryt).
To prawdopodobnie tlumaczy dlaczego czas lokalny w Pile jest o 2 minuty cofniety do tylu w stosunku do naszego, Berlinskiego. Zegar w kuchence, komorce, wszystkie dookola roznia sie dokladnie o 2minuty na korzysc w stosunku do moich wlasnych z heimatstadt. Najpierw wydawalo sie to denerwujace, ale teraz okazuje sie ze to specjalnie dla pilskich imigrantow. Wychodzac o normalnym czasie z domu, jestem wszedzie tylko 7-8, a nie 10 minut za wczesnie, zyskujac przy kazdej podrozy te wlasnie 2 minuty! Sprytni Ci Pilanie.
W ramach folkloru - zamiast 'no, no, no... no' mowi sie przez komorke 'ja, ja. Jaja. ... ja'. Takie prawie 'tej' tylko ze 'ja'. Chyba ze juz trzy rozmowy ktore podsluchiwalem toczyly sie na temat tego kto ma dostac milion dolarow.
W magisterce progress 0%
Trzymajcie sie, ja ?
poniedziałek, 23 lutego 2009
Drugi poniedzialek... pierwsza stluczka
Poniedzialek zastal mnie ze spodniami mniej wiecej na wysokosci kolan - niby moge juz biegac, ale wszystko co robie na razie wyglada dosyc pokracznie. Wielki Szu wyjechal na caly dzien, wiec musze przyjmowac na klate wszelakie issues.
Szlo calkiem dobrze, dopoki KM nie zadzwonila z glownego ronda glownej ulicy, ze wlasnie udalo sie jej zaliczyc pierwsza w zyciu stluczke wlasnym samochodem z wlasnej winy. Przedstawila to w sposob iscie obrazowy i spokojny. Spokojny do tego stopnia, ze biegnac po kogos kto mnie tam zawiezie zgubilem na produkcji klucze do serwerowni. Czego to sie nie robi dla ukochanej.
Na szczescie jak sie okazalo stluczka nie byla z winy KM, strat w ludziach nie bylo, a strat w bolidzie trzeba bylo szukac ;). Koniec koncow prawy reflektor prawdopodobnie do wymiany, winny taksiarz nie zdecydowal sie na wygorowana cene za ktora bylismy w stanie sie odwalic i zapomniec o sprawie, wiec jutro czeka nas szukanie Hestii w Pile. To co tygryski lubia najbardziej.
Szybko wyjasnila sie takze sprawa z kluczem. Klucz jak to klucz. Zostal w zamku. Do serwerowni... na szczecie zaden niecny czlonek SSWC nie byl w poblizu i serwerownia pozostala nietknieta.
First Kid On The Block
W sobote o 18.03 urodzila sie majaca 59cm oraz 3750g zdrowiutka KB. Rodzicom gratulujemy i zyczymy aby mala nie wrzeszczala i duzo spala :D.
sobota, 21 lutego 2009
Pierwszy tydzien zakonczony
... i chyba zakonczony wzglednym sukcesem. Mieszkanie w piatek okolo 16.00 osiagnelo temperature wzglednie pokojowa. Okazalo sie tez ze piatkowa impreza nie wplynela znaczaco w zaden sposob na ogolne relacje interpersonalne. Od poniedzialku bedzie gorzej, bo trzeba bedzie przyjac na klate pierwsze problemy zdezorientowanych uzytkownikow ktorym zablkowano nasza-klase ;).
Podroz z Pily do Heimatstadt uber dem Oder nie zajela wiecej jak 2h30m. Sparing Kazuaru z Czymstam mnie ominal, tak samo CS u Pastora z Suwałk.
Juz raz drugi zostalem zobligowany do ponownego wyluszczenia sie, tym razem przez Przyszlego Tate, ktoremu zycze jaknajszybszego zostania Obecnym Tata.
Padla mi na razie pracownicza komorka. Nic lepszego na weekend nie moglo mi sie przydazyc.
Nie chce mi sie moderowac postow. Wolna amerykanka.
piątek, 20 lutego 2009
Notka pod wpływem
Wrocilismy wlasnie z KM (Kochana Malzonka) z pierwszej imprezy w Pile. Bylismy w najwiekszej disco pod najwiekszym hotelem (wielkosc jak tego czegos w Galaxy gdzie sa kregle ;)). Wielki Szu, chociaz teoretycznie nie powinien, mizia sie niemilosiernie ze wszystkim co mu wpadnie w rece, takze z siostra przyszlego taty, ktorego mozna by pomylic z facetem mizianej. Do tego doklada sie kolezanka z krainy czarow, ktora na wstepie powiadamia nas ze Pila jest do dupy, chociaz jest to zdanie wysoce w Pile nielubiane. Rownoczesnie wszyscy lokalsi staraja sie nas przekonac ze Pila jest fajna i w ogole, natomiast jeden z amerykow wyglada jak tani dres z wioski pod Pila. Jak zaczal tanczyc to wygladal dodatkowo jak debilnie glupi dres z wioski pod Pila trzymajacy sie za swoja elektryzujaca biala czapeczke.
Sam powrot takze okazal sie nie tak prosty jak sie wydawalo. Moje przekonanie ze wystarczy skrecac raz w lewo raz prawo zeby dotrzec do domu zakonczylo sie wykorzystaniem GPSa... ale rozgrzesza nas pelny pecherz i fakt ze padal snieg ;). W mieszkaniu wydaje sie ze temperatura niewiele odbiega od pokojowej. Jesli ktos robil porownanie efektywnosci grzania gazowego i elektrycznego jest proszony o wyczerpujaca wypowiedz poparta badaniami empirycznymi. Jako ze KM chce ewidentnie spac a jutro ma spotkanie z rektorem Pilskiej Wielkopolska Siatko Zwiadowczej czas spac... Jak na razie srebrny bolid nie przelaczyl sie ani razu na gaz, bo sa za male odleglosci i biedak nie nadaza sie rozgrzac...
Rownoczesnie wlasnie w Pile z buta ruszyla aktywacja, moderacja i przeistaczanie http://www.susurrum.blogspot.com w cos bardziej ciekawego i moze w perspektywie 25 lat dochodowego przedsiewziecia ;). Siostry prosimy o nie denerwowanie sie. Niech ludzie maja do czego sie usmiechnac.
Prezes SSWC prosi o nie uzywanie jego ksywy... to samo tyczy sie jakichkolwiek imion czy nickow uzywanych w komentarzach - beda wywalane.
Asnyka 22/6 pozdrawia. Na zimno.
Sam powrot takze okazal sie nie tak prosty jak sie wydawalo. Moje przekonanie ze wystarczy skrecac raz w lewo raz prawo zeby dotrzec do domu zakonczylo sie wykorzystaniem GPSa... ale rozgrzesza nas pelny pecherz i fakt ze padal snieg ;). W mieszkaniu wydaje sie ze temperatura niewiele odbiega od pokojowej. Jesli ktos robil porownanie efektywnosci grzania gazowego i elektrycznego jest proszony o wyczerpujaca wypowiedz poparta badaniami empirycznymi. Jako ze KM chce ewidentnie spac a jutro ma spotkanie z rektorem Pilskiej Wielkopolska Siatko Zwiadowczej czas spac... Jak na razie srebrny bolid nie przelaczyl sie ani razu na gaz, bo sa za male odleglosci i biedak nie nadaza sie rozgrzac...
Rownoczesnie wlasnie w Pile z buta ruszyla aktywacja, moderacja i przeistaczanie http://www.susurrum.blogspot.com w cos bardziej ciekawego i moze w perspektywie 25 lat dochodowego przedsiewziecia ;). Siostry prosimy o nie denerwowanie sie. Niech ludzie maja do czego sie usmiechnac.
Prezes SSWC prosi o nie uzywanie jego ksywy... to samo tyczy sie jakichkolwiek imion czy nickow uzywanych w komentarzach - beda wywalane.
Asnyka 22/6 pozdrawia. Na zimno.
środa, 18 lutego 2009
Koty drugie
wtorek 11.17
Wczoraj udalo nam sie ogladnac prawie cale There Will Be Blood. Z rana nic ciekawego, potem wypad do okulisty na ktorego jeszcze czekamy... Ale w miedzyczasie zaplacilismy za mieszkanie i dzis wyprowadzamy sie z akadema ;). W pracy teorerycznie sajgon, ale jako admin bez credentials na razie moge sluzyc tylko jako pomoc teoretyczna bez zadnej odpowiedzialnosci. Kolezanka malzonka troche zdolowana niebieskim pasiakiem w ktory bedzie sie musiala przyodziewac, ale poza tym chyba jest dobrze. Napiecie jakby spadlo.
wtorek 18.27
Lol. Spoznilem sie na telekona :D. Na szczescie moja przydatnosc wynosi na razie jakies 1.12% wiec nikt nie placze. KM siedzi na jakims spotkaniu - jest ewidentnie wazniejsza niz ja ;). Dzisiaj czas na sprzatanie nowego lokum
sroda 7.30
Mieszkanie czystsze niz wczoraj, ale tak samo zimne na razie :/. Moze do wieczora pokoj osiagnie temperature pokojowa.
sroda 9.11
Byly prezes SSWC (Szczecinskie Stowarzyszenie Wielkiego Cyca), obecnie zdegradowany za zrzucenie wagi, zagrozil zerwaniem stosunkow dyplomatycznych, w przypadku nie kontynuowania bloga. Zwietrzyl okazje, teraz juz nie bedzie musial sluchac moich betonowych kawalow i bredni o wojnie, tylko sobie przeczyta co u mnie jak juz na prawde nic innego nie bedzie mial do roboty. Wydaje sie tez, ze wizyta Wroclawianina na blogu jest takze nieunikniona. Nudza sie chlopaki bardzo.
sroda 9.25
My tu gadu gadu a biedni ludzie nie mieli netu! Tzn mieli ale za malo - na szczescie szybka interwencja skladajaca sie z lopatologicznego podlaczenia cutting-edge AP rozwiazala problem ;). Kontynuuje swoj sport extremalny, czyli udawanie adminowania przy rownoczesnym kompletnym braku jakichkolwiek praw dostepu ani znajomosci adminowanej sieci.
poniedziałek, 16 lutego 2009
Pierwsze koty za Pilskie płoty
7.27
:D wielki lol, akademik pwsz... Kolezanka malzonka placze ze szczescia po nieprzespanej nocy w pokoju 4x3. Oby udalo nam sie stad szybko wydostac... Respect dla studentow akademikow tego typu na calym swiecie :D
9.32
No i po lekarzu. Udalo sie w miare plynnie, tak samo jak w akademie z faktem, ze nie mamy zamiaru w nim zostac ;). Potrzebujemy jeszcze kilogram szczescia, zeby mieszkanie na nas czekalo... Nastepny przystanek to BHP, potem dopiero zacznie sie prawdziwa walka z nieznanym - Ola nie ma pojecia co bedzie robic, a ja mam, ale mgliste i nie widze dla siebie miejsca na razie. Jedyne co trzeba przyznac to ze na razie szczescie nas nie opuszcza.
10.39
Siedzimy na BHP. Babka od mieszkan chce sie do nas dodzwonic, wiec jest szansa. a film z bhp jest ze wczesnych lat 90tych ;)
11.00
Sztuczne oddychanie przez nos roxx! Teraz cwiczymy porazenie pradem :D
12.25
Matko... Po bhp przyszlo ppoz i juz na serio nie wiadomo co zrobic zeby nie zasnac ;). Z mieszkaniem bedzie ciezko niestety :(.
17.22
Siedzimy w pizzerri ;) oczekujac na byc albo nie byc nastepnego mieszkania. A w restauracji jak to w restauracji napis : ZWROT NACZYN. Napiwkow w Pile nie bedziemy zostawiac, bo i po co.
18.38
Oto jest. Szybko podjeta decyzja, mieszkanie jest nasze. 40m wlasnego spokoju z kablem i netem. 2 razy drozej niz 12m wzglednego niepokoju. Wydaje sie calkiem super z takiej perspektywy ;). Tyle ze dzisiejsza noc jeszcze w akademie... Oby jutrzejsza juz nie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)